DHARAMSALA (INDIE), czyli tam, gdzie znów chcę wrócić, „mała Lhasa” i Dalajlama, pierożki momo, Holi, Ajurweda, bhagsu cake, Panchakarma, Triund, masala chai, Diwali …

Opowiem Ci o Dharamsala, chcesz 😊?

(Zrób sobie jakąś dobrą herbatkę, włącz tą kojącą mantrę poniżej, a w okolicach 4 minuty usłyszysz piękne dźwięki tradycyjnego indyjskiego instrumentu- Sitaru, ja zaczekam tu na Ciebie i zaraz jedziemy dalej😊😊😊)

Opowiem Ci o Dharamsala.

O  Dharamsala, ale ja nazywam ją Dharmasala. DHARAMsala —-> DHARMAsala. W tym słowie, jak widzisz,  przeskoczyły u mnie literki, a kilka  linijek niżej będzie już wiadomo dlaczego 😊

Spośród wszystkich podróży najbliżej mi właśnie do Dharamsala, chociaż oficjalnie to 4917 km od mojego domu. Więc, to najbliżej sercem 😉

To jedyne miejsce na mapie moich podróży, w którym byłam dwukrotnie i do którego chcę wrócić tak szybko, jak tylko się da. Ale kiedy to piszę, w styczniu 2021 jeszcze nie ma widoków na tak dalekie podróże, jeszcze naszą rzeczywistością są maseczki, godziny dla seniorów w sklepach i kolejka do szczepień.  

Sama nazwa Dharamsala znaczy tyle, co schronienie, i rzeczywiście je daje. Poczułam to ja, poczuł to także Dalajlama i Tybetańczycy. Znajduje się ono w północnych Indiach, i co jeszcze piękniejsze, w zachodnich Himalajach. Jest nazywane „małą Lhasą”.  Dlaczego ? Właśnie dlatego, że od ponad 60 lat jest to główny ośrodek emigracji tybetańskiej i mieszka tu Dalajlama.

Mówi się o górnej i dolnej (tej właściwej) Dharamsala. Górna to tak naprawdę 3 niewielkie, sklejone ze sobą miasteczka: McLeod Ganj, Bhagsunag oraz Dharamkot. Zobacz, to drogowskaz na skrzyżowaniu w centrum McLeod, pólgodzinnym spacerem można dotrzeć i do Dharamkot i do Bhagsu:

(Nawiasem mówiąc drogowskaz zrobiony z typowym dla Hindusów brakiem przejmowania się szczegółami, wynika z niego, że do Dharamkot jest 1800 km, a do Bhagsunag 1,5 km. Nie wiadomo czemu wskoczyły niepotrzebnie te zera do Dharamkot… Bo było akurat miejsce ? ;-P)

Podczas moich dwóch pobytów tutaj udało mi się pomieszkać w każdym z tych 3 miasteczek,  najdłużej zaś w Bhagsu.

DHARMAsala.

To nie literówka.

Specjalnie tak piszę, specjalnie tak nazywam Dharamsalę.

Moje doświadczenie pokazuje, że taka podróż, przejście procesu Panchakarmy, a może po prostu samo to miejsce, może być porządną zwrotnicą dla odnalezienia Dharmy – takiej drogi życiowej, która przynosi największy sens i spełnienie. Może pomóc w przyjrzeniu się swoim wartościom i  zastanowieniu, jaki kierunek obrać. W otworzeniu „rozwojowej puszki Pandory” 😉😉😉, jakim jest zadanie sobie pytań „Co jest moje?”, „Za czym tęsknię ?”Co jest warte mojego czasu?”, Czym chcę się dzielić z innymi? . Chociaż, tak naprawdę, takie pytania krążą za nami wszędzie i mogą nas dopaść i w McLeodGanj, i w McDonald’s 😉

A jeśli już wskoczył tu McDonald’s, to pomyślałam o czymś jeszcze. Zobacz… DharMASALA. Masala. Masala to mieszanka. Hinduskie słowo oznaczajce mieszankę przypraw i ziół. Takie mieszanki są wszechobecne w kuchni indyjskiej. Taki na przykład paneer makhani, moja ulubiona, zdradziecko pyszna, wegetariańska potrawa nie istniałby bez mieszanki cynamonu, kardamonu, kurkumy, kozieradki i innych pachących cudów. Więc, jeśli piszę DHARMASALA, to mam na myśli mieszankę tego, co sprawia, że życie smakuje wspaniale. I potężnym składnikiem tej mieszanki jest Dharma. I każdy z nas ma ją inną.

A teraz wracam na ziemię 😉

Przed drugim, tym razem samotnym wyjazdem do Indii, mówiłam do siebie, że po powrocie nic już nie będzie takie jak było i  nie myliłam się. Nie tylko zamknęły się granice, kiedy byłam jeszcze w Indiach, nie tylko wpadłam po powrocie prosto w objęcia kwarantanny, ale także jak lawina potoczyły się zmiany. Zmiany, zwroty na tyle duże, że nazywam teraz Dharmasalę, DHARMAsalą 😊

To fotka z 18 marca, z Okęcia. W momencie, kiedy wracałam do Polski nic już nie latało oprócz lotów specjalnych. Wszystko było „Cancelled’.

Dlaczego Dharamsala ?

(ostrzegam, że będę teraz zaczynała tyle razy zdanie od „Bo”, aż nie wyczerpie powodów dla których ją odwiedziłam 😉)

😊 Bo tu spełniły się moje marzenia o świętowaniu największych hinduskich świąt: jesienią święta świateł czyli Diwali  oraz wiosną święta kolorów, czyli Holi .To święta rangi naszego Bożego Narodzenia i Wielkanocy, z tymże dzięki kolorowym proszkom sypanym przez cały dzień podczas Holi to ty zamieniasz się tu w kolorową pisankę, tak jak ja na zdjęciu, a na Diwali nie ma choinki, tylko mnóstwo świeczek.

(—–>Galeria opowiada swoją własną historię, kliknij na zdjęcie, jeśli chcesz dowiedzieć się, co mówi)

😊Bo tu spełniło się moje marzenie o samotnej podróży do Indii i poddaniu się trwającej 21 dni, najgłębszej  terapii oczyszczającej w Ajurwedzie, zwanej Panchakarmą. Po niej zmienia się ciało, umysł i dusza, ale to baaardzo długa historia 😉

(—–>Galeria opowiada swoją własną historię … )

😊Bo ilekroć tu jestem, widzę jak żyją razem, w przyjaznym uścisku Hindusi i Tybetańczycy. Na przemian słychać tu tybetańskie „Tashi Delek” i przepiękne „Namaste” a nad miasteczkiem unosi się coś, co nazywam „smogiem współczucia”. W każdej chwili można też spotkać przemieszczającego się gdzieś ze swoim orszakiem lub dającego akurat wykład Dalajlamę.

(—–>Galeria … 😉)

😊Bo można pomedytować tu  z otaczającymi miasteczko górami (piękną, potężną górą Triund, którą widziałam co rano ze swojego okna), wodospadem, lasem ….

😊Bo uwielbiam kuchnię indyjską i tybetańską, a tu mogę pochłaniać na zmianę pierożki momo, paneer makhani (tak, to ten 😉), zupę thukpa i parantha codziennie,  mając taki oto banknocik jak poniżej.

😊Bo uwielbiam tu spacerować, czyli medytować w ruchu i spotykać mnichów w „lesie flag” – zielono-kolorowym otoczeniu Pałacu Dalajlamy.

😊Bo tu mieszka nauczycielka Ajurwedy, która wywarła ogromny wpływ na moje rozumienie Ajurwedy oraz terapeutka-masażystka, która wywarła spory nacisk na moje ciało 😉 Tutaj poznałam też moją szaloną przyjaciółkę z szalonej Ibizy 😊

😊Bo wciąż czeka tu na mnie wiele do odkrycia, rzeczy, na które nie starczyło czasu poprzednimi razami: trekking na Triund, słynny punkt widokowy Naddi, jezioro Dal, Gallu Temple, Instytut Norbulingka, spotkanie z astrologiem wedyjskim, wizyta w tybetańskim centrum zdrowia i co ważniejsze – wciąż mogę  tu rozwijać moją pasję – pogłębiać swoją wiedzę z Ajurwedy i zaprzyjaźniać się z nią coraz bardziej.

😊A może tak naprawdę ciągnie mnie po prostu do słynnego, niepozornego, przepysznego bhagsu cake oraz ciepłego, korzennego masala chai ?

😊PS. A może dlatego, że zawsze marzyłam, żeby ktoś stał tak z kartką na lotnisku i na mnie czekał 😉 I spełniło się, hurra !!!

Jest w tym miejscu coś, czego nie potrafię do końca nazwać, co znów ciągnie moje serce w podróż prawie 5000 km od domu 😊

Co można fajnego stąd przywieźć ?

Dla mnie, Niki zafascynowanej zarówno Ajurwedą i Indiami, jaki i Tybetem  mnóstwo rzeczy …

 Oto kilka pomysłów :

  • zioła i herbatki ajurwedyjskie, np. bazyliowa Tulsi czy herbatka z kwiatów Rododendronu
  • wesołe wełniane szaliki i kapcie
  • ajurwedyjski cukier („zdrowszy”, bo mniej oczyszczony, z mikroelementami zachowanymi)
  • miseczki  długo trzymające ciepło do dań indyjskich, kupione od zamykającej się na zimę knajpki
  • czarny kardamon pachnący uwędzeniem
  • olejki do masażu, w tym słynny Mahanarayan
  • a tu, w tym rulonie mandalę na ścianę

I wreszcie kilka słów dla tych, którzy także chcieliby tu przybyć i nie wiedzą jak i za ile.

Jak tu dotarłam najpierw  w październiku 2019 (na 2 tygodnie) i potem lutym 2020 (na miesiąc) ?

1. Najpierw samolotem LOT z Warszawy do Delhi.

2. Potem zabawną, niskobudżetową linią SpiceJet z New Delhi na lotnisko Kangra, najbliżej położone Dharamsala. Można wybrać także lot linią Air India.

3. A potem już taksówką do Dharamsala, które tak, jak wspominałam składa się z dolnego Dharamsala i górnego Dharamsala (McLeod Ganj, Bgagsu Nag oraz Dharamkot).

Standardowo najwyższy koszt to bilety lotnicze (łącznie ok. 3000 zł w obie strony), do tego trzeba jeszcze doliczyć koszt e-wizy (taka na 30 dni to wydatek rzędu 110 zł), koszt taksówki z lotniska do Dharamsala (ok. 50 zł) oraz noclegów (od 30 zł/noc) lub pakietów Panchakarmy, jeśli to ona jest celem podróży.

Jak i kiedy tu dotrę po raz trzeci ?

Jeszcze nie wiem … 😉

Ale skoro… :

„Jesteś tym, czym twoje głębokie pragnienie,

Jakie twe pragnienie, taka twoja wola,

Jaka twoja wola, taki czyn,

Jaki twój czyn, taki los.”

/Brihadaranyaka Upanishad IV.4.5./

…. to wierzę, że uda się tu wrócić 😊😊😊

I jeszcze jeden rzut oka na Indie i Dharamsala …

6 uwag do wpisu “DHARAMSALA (INDIE), czyli tam, gdzie znów chcę wrócić, „mała Lhasa” i Dalajlama, pierożki momo, Holi, Ajurweda, bhagsu cake, Panchakarma, Triund, masala chai, Diwali …

  1. A ja po raz kolejny byłam tam razem z Tobą tym razem rykszą jechałam i zwiedzałam bo w tych blogach jest coś takiego magicznego ,że przenoszę się jakbym tam była!!!!!!Jak zawsze pięknie ,emocje wirują aż chce się więcej!!!!!!jest moc👌♥️🥰🧨

    Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s