Od dawna chodził za mną ten niesamowity widok wyspy, z której środka wyrasta ośnieżony wulkan.
Coś trzeba było z tym zrobić 😉
Po ponad 5 godzinach lotu Teneryfa powitała nas przyjemną marcową temperaturą 25 stopni. Jako, że lubimy ciche, kameralne miejsca, wybór padł na małą mieścinkę Puerto de Santiago, z przepięknym widokiem na klify Los Gigantes.
Jaka była nasza radość, gdy okazało się, że na Teneryfie oprócz kilkunastu atrakcji przyrodniczo-kulinarnych trafiło nam się jak ślepej kurze ziarno uczestniczenie w karnawale, który odbywał się akurat w miasteczku obok.
Bez czego, moim zdaniem, nie warto stąd wracać:
🙂 wjechania kolejką Teleferico na 3555 m i zobaczenia przepięknego księżycowego krajobrazu rozciągającego się z 3 największego na świecie, nadal czynnego wulkanu Teide
🙂 spędzenia choć kilku godzin w jednym z najlepszych na świecie ogrodów zoologicznych- LORO Parku, zobaczenia pokazów delfinów, orek oraz niesamowitego, śnieżno-wodnego pingwinarium
🙂 wybrania się do Icod de Vions i obejrzenia najstarszego drzewa gatunku Draceena draco, zwanego Tysiącletnim Smoczym Drzewem
🙂 pojechania do wioski Masca i trekkingu w Wąwozie Masca (nie wiadomo co dostarcza więcej emocji- sama, pełna ostrych zakrętów i adrenaliny droga czy urok miasteczka)
🙂 zobaczenia pięknych klifów Los Gigantes z lądu i z morza (za 15 EUR w porcie Los Gigantes ogromny wybór rejsów)
🙂 całodziennej wycieczki do największego w Europie Parku wodnego -SIAM, to atrakcja dla wielbicieli tajlandzkich widoków, a nie tylko amatorów wodnego szaleństwa
🙂 wybrania się w rejs (np. z portu w Los Gigantes) i zobaczenia delfinów w ich naturalnym środowisku
🙂 posłuchania szumu oceanu i poplażowania na tutejszych czarno-piaskowych plażach
🙂 skosztowania tego, z czego wyspa jest szczególne dumna: Pappas arugadas (małe ziemniaczki podawane z sosami), Ronmiel (rum miodowy), malutkich bananów zwanych „platano”, wzbogaconej likierem „43” lokalnej kawy barraquito