Stupy Boudhanath oraz Swayambhunath, „turystyczne piekiełko” Thamel, nieosiągalne 8850, pierożki momo, Namaste- atrakcje DOLINY KATHMANDU :)

Nepal

Dopiero, co wróciłam, a już bym wracała 😉

Już bym wracała do Nepalu, jeszcze raz popatrzeć na piękne uśmiechy Nepalczyków i tym razem wybrać się na trekking- pobyć jeszcze bliżej ośmiotysięczników, spędzić kilka dni w większej ciszy, bo tego zabrakło mi podczas tej podróży.

Moja pierwsza podróż do Azji, do jedynego na świecie kraju, który nie ma prostokątnej flagi i „gości” na swoim obszarze 8 z 10 najwyższych gór świata. Pierwsza podróż do miejsca  tak bardzo gościnnego, przez co bliskiego, ale  jednocześnie bardzo zaskakującego.

Materialnie – dla mnie, Europejki ciężko sobie wyobrazić, że tak wielu ludzi ma tak mało i żyje za tak mało. Szczególnie po trzęsieniu ziemi, które miało miejsce 2 lata temu  widoczne jest jak wiele znaczyłoby wsparcie z zewnątrz, chociażby w postaci zwiększonej ilości turystów, którzy zostawiliby tu dolary, zabierając do domu upominki , wspierając w ten sposób lokalny handel.

Pierwszy szok to jednak nie ekonomia, a kable. Kiedy po raz pierwszy spojrzałam na, jak się potem okazało, typową dla krajów azjatyckich plątaninę przewodów z prądem, musiałam zrobić 20 zdjęć tego zjawiska, by uwierzyć, że taka „konstrukcja” jest możliwa. I kolejne zdziwienie, kiedy okazało się, że mimo wszechwiszących kabli, po zmroku lepiej zabrać ze sobą latarkę, bo ulice stolicy kraju wcale nie muszą być i nie są oświetlone.

Równie egzotyczny był widok małych kapliczek bóstw hinduistycznych, napotykanych dosłownie co kilka kroków, obsypanych kwiatami, kolorowymi proszkami, z co chwila składającymi w nich ofiary przechodniami. W świątyni Daksinkali, dedykowanej bogini Kali, nawet ofiary ze zwierząt. Na każdym kroku dało się odczuć, że hinduizm i buddyzm, tu para tak świetnie dobrana jak sól i pieprz na jednym stole, przyprawiają codzienne życie Nepalczyków sensem i duchowością.

Na Thamelu- najpopularniejszej dzielnicy Kathmandu, który nazwałam „turystycznym piekiełkiem” trzeba było mieć oczy dokoła głowy, by w unoszącym się kurzu  uniknąć bycia rozjechanym przez skutery i riksze, niełatwo też było usłyszeć własne myśli w plątaninie buddyjskich mantr  i natrętnych klaksonów, a jednak choćby dziś bym tam wróciła, bo jest w tym miejscu jakaś niezwykła magia…

Nepal to także podróż, którą śmiało mogę nazwać  „powrotem do przyszłości”, na miejscu okazało się bowiem, że nie tylko należy przestawić zegarki o 5h 45 minut do przodu, ale  jak widać na jednym ze zdjęć poniżej (bilecie wstępu na starówkę miasta Patan), aktualnie jest tam rok 2073 (oficjalnym kalendarzem w Nepalu jest Vikram Samvat,  jest to kalendarz księżycowy oparty na starożytnej tradycji hinduistycznej) 🙂 🙂 🙂

Jaką foto-historię chciałabym opowiedzieć ?

Taką, jak poniżej 🙂

🙂 „Mój azjatycki szok”, czyli różności

 

 

🙂 Niesamowici, niesamowici,  serdeczni i kolorowi ludzie 🙂

 

 

🙂 Kathmandu – stolica kraju, a w niej słynna dzielnica turystyczna Thamel (jeśli nie masz plecaka lub kurtki na trekking, nie martw się – co trzeci sklep z tysięcy??? obecnych tutaj mini-biznesików oferuje sprzęt turystyczny od A do Z), główny plac miasta -Durbar Square, pałac Żywej Boginki Kumari

 

 

🙂 Najważniejsze stupy buddyjskie, zlokalizowane na przedmieściach Kathmandu:

  • Boudhanath – największa (średnica kopuły=35 metrów) w Nepalu, dla tybetańskich buddystów najświętsze miejsce poza Tybetem, jako pierwsze odbudowane po trzęsieniu ziemi z 2015r, otwarte w pełnej krasie ponownie całkiem niedawno, bo w grudniu 2016

 

 

  • Swayambhunath (zwana też Świątynią Małp) – jedna z najstarszych-liczy niewiarygodne ponad 2,5 tysiąca lat !!!, położona na wzgórzu, na którego szczyt prowadzi 365 kamiennych schodków

 

 

🙂 Świątynia Pasupatinath i  rzeka Bagmati, nad którą odbywają się kremacje. Widziane z drugiego brzegu palące się na stosach ciała zmarłych, nieco gryzący dym i popiół unoszący się w powietrzu- dla mnie,  Europejki  to nawet teraz ciężkie do opisania przeżycie … ;-(

(Zastanawiałam się i właściwie cały czas się zastanawiam czy umieszczać tutaj to zdjęcie, być może więc wkrótce je usunę)

 

dsc00130

 

🙂 Bhaktapur- dawna stolica Nepalu, najlepiej zachowane średniowieczne miasto z kolejnym Durbar Square, Pałacem 55 Okien, świątynią Nyatapola, poświęconą dwóm żeńskim bóstwo- Siddhi oraz Lakszmi,  słynnym „oknem z pawiem”, wieloma niesamowitymi budynkami, wciąż odbudowywanymi po trzęsieniu ziemi

 

 

🙂 Patan- trzecie najważniejsze miasto Doliny, z kolejnym głównym placem, zwanym oczywiście jak, kto zgadnie …? Oczywiście Durbar Square 🙂 , a na nim kilka wspaniałych świątyń, z zapierającymi dech posągami i zdobieniami

 

 

🙂 Najlepsze miejsce na safari w Nepalu – Park Narodowy Chitwan, a tu spływ po rzece Rapti,  spacer po dżungli, farma słoni

 

🙂 Pokhara – drugie co do wielkości miasto Nepalu, centrum wypadowe w region Annapurny, ze słynnym jeziorem Phewa i moim zdaniem mało ciekawym Wodospadem Davis, miasto, które po wcześniejszych doświadczeniach z zatłoczonego, nieco dzikiego i zakurzonego Kathmandu mogę nazwać spokojnym kurorcikiem ;-P

 

 

🙂 I wreszcie, wreszcie to pyszne jedzenie, niesamowita masala (=mieszanka) kuchni nepalskiej, tybetańskiej i indyjskiej, w której króluje narodowa potrawa z soczewicy, czyli dhal bhat, a talerz 10 fantastycznych pierożków momo do nabycia jest już od 60 rupii nepalskich, czyli za ok. 2,4 zł (i choć nie jestem fanką mięsa, to polecam wersje „buff”, czyli z bawoła wodnego). Wszędzie można też dostać  warzywa pakora (czyli smażone w cieście)  lub różnej maści sosy curry.  Do tego koniecznie, koniecznie na popitkę  masala tea, czyli czarna herbata z mlekiem, mieszanką przypraw i cukrem. Wszystko to w pachnących, pysznych miejscach, w których słynna restauratorka Magda G. zemdlałaby po 3 sekundach i padła prosto w objęcia plombującego lokal Sanepidu 🙂 🙂 🙂

 

 

🙂 Góry, bo 80% obszaru Nepalu jest nimi pokryta – tu akurat widziane z miejscowości Sarangkot, w porze, o której zaczyna się przepiękny spektakl zwany „zapalaniem szczytów”. Zobaczyć można stąd m. in. świętą górę Machhapuhchare (tzw. „Rybi Ogon”, jej wysokość to 6993 m n.p.m.)

 

 

No i wreszcie „Namaste”…

Słowo słyszane i wymawiane przeze mnie  w tej podróży  codziennie … Słowo, które w wersji minimum można potraktować  jako nasze „Dzień dobry”, a które w bardziej metafizycznym ujęciu znaczy tyle, co „Światło we mnie kłania się Światłu w Tobie” czy też „Boskość we mnie pozdrawia boskość w Tobie”.

Chętnie znów bym złożyła dłonie w geście mudry Anjali i powiedziała komuś „Namaste”, czy mając przed sobą w oddali 8850 (Mount Everest), czy to spacerując po zakurzonym, głośnym, ale magicznym  „turystycznym piekiełku” – Thamelu 🙂

g2

6 uwag do wpisu “Stupy Boudhanath oraz Swayambhunath, „turystyczne piekiełko” Thamel, nieosiągalne 8850, pierożki momo, Namaste- atrakcje DOLINY KATHMANDU :)

  1. Byłam w opisanych przez Ciebie miejscach i potwierdzam; wspaniały świat i uśmiechnięci mimo wielkiej biedy ludzie. Postanowiłam ,że wrócę tutaj na trekking, żeby pooddychać przyrodą. 🙂 Pozdrawiam

    Polubione przez 1 osoba

  2. cudne miejsca, cudni ludzie… cudne foty. aż chciałoby się spakować i udać się tam czym prędzej 🙂
    p.s. Sardynia, Sardynia w maju, polecam bardzo 🙂

    Polubienie

Dodaj komentarz